Niemożliwa prawda

by Julia

– Jeśli chcesz – zaśmiał się bard – to ci powiem.
– A ty niby skąd to możesz wiedzieć?
– Ha, ha. Ja, miła Ciri, jestem poetą. Poeci o takich rzeczach wiedzą wszytko. Powiem ci jeszcze coś: poeci o takich sprawach wiedzą więcej niż same zaangażowane osoby.
– Akurat!
– Daję ci słowo. Słowo poety.
– Tak? No to… No to powiedz, o czym oni rozmawiają? Wyjaśnij mi, co to wszystko znaczy!
– Wyjrzyj jeszcze raz przez dziurę i zobacz, co robią.
– Hmm… – Ciri przygryzła dolną wargę, potem pochyliła się i zbliżyła oko do wyłomu. – Pani Yennefer stoi przy wierzbie… Obrywa listki i bawi się swoją gwiazdą… Nic nie mówi i nie patrzy w ogóle na Geralta… A Geralt stoi obok. Spuścił głowę. I coś mówi. Nie, milczy. Oj, minę ma… Ależ dziwną ma minę…
– Dziecinnie proste – Jaskier znalazł w trawie jabłko, wytarł je w spodnie i obejrzał krytycznie. – On właśnie prosi ją, by mu wybaczyła jego rozmaite głupie słowa i uczynki. Przeprasza ją za niecierpliwość, za brak wiary i nadziei, za upór, za zawziętość, za dąsy i pozy niegodne mężczyzny. Przeprasza ją za to, czego kiedyś nie rozumiał, za to, czego nie chciał rozumieć…
– To jest niemożliwa nieprawda! – Ciri wyprostowała się i gwałtownym ruchem odrzuciła grzywkę z czoła. – Wszystko zmyślasz! (…)
– Hej, słyszę znad stawu jakieś podniesione głosy. Wyjrzyj prędko, zobacz co się tam dzieje.
– Geralt – Ciri ponownie przyłożyła oko do dziury w murze – stoi z opuszczoną głową. A Yennefer strasznie wrzeszczy na niego. Wrzeszczy i wymachuje rękoma. Ojej… Co to może znaczyć?
– Dziecinnie proste – Jaskier znowu wpatrzył się w ciągnące po niebie obłoki. – Teraz ona przeprasza jego.